polskipytania o wroclaw

Teaser
DRUCKVERSION Pytania o Wrocław

Widok z Berlina: Felieton Uwe Rady w Gazecie Wyborczej

UWE RADA

Ktoś, kto ostatnio wsiadł do "pociagu (do) kultury" z Berlina do Wrocławia, na powitanie mógł pomyśleć, że jest w szkole podstawowej. Na ścianach wagonu wisiały portrety znanych mieszkańców dawnego Breslau, którzy również w Berlinie zrobili karierę, a na ławkach znajdowała się zagadki z pytaniami o następującym stopniu trudności: Jakie polskie miasto leży nad Wisłą: Wrocław, Kraków czy Poznań?

Zastanawiałem się, czy to był żart. Bo wrocławianom, którzy jadą do Berlina nikt nie zadałby pytanie, czy Berlin leży nad Renem, nad Łabą czy nad Sprewą. Berlin Polacy znają bardzo dobrze, bo tam pracowali albo studiują, stamtąd lecą na urlop.

Mimo to nie straciłem dobrego humoru. Bo wiedziałem, że gdy znów stanę na Wyspie Słodowej i popatrzę na Odrę i na uniwersytet po drugiej stronie rzeki, to obojętne mi już będzie, czy zakreśliłem w tej zagadce, że Wrocław leży nad Wisłą.

Ten widok zobaczyłem pierwszy raz pod koniec lat 90. Właśnie zacząłem się uczyć polskiego i nareszcie chiałem rozmawiać w tym obcym języku nie tylko w Słubicach, lecz w prawdziwym mieście. Jako dziennikarz w berlińskim "taz" zajmuję się rozwojem miast, więc zadzwoniłem do dyrektora muzeum architektury we Wrocławiu. Pan dyrektor Jerzy Ilkosz od razu odpowiedział i zaledwie pół godziny później siedziałem w jego gabinecie. Szczerze mowiąc, niewiele zrozumiałem, ale oczywiście nagrywałem rozmowę. Nidgy tego nie zapomnę. Jakie otwarte miasto, jacy otwarci ludzie, jak uprzejmy pan dyrektor.

Od tej chwili jestem związany z Wrocławiem. Co rok wracam na Wyspę Słodową i obserwuję co się dzieje nad Odrą.

W latach 90 dla berlinczyków Wrocław był miastem tęsknoty. Podróźowali tam mieszkancy dawnego Breslau w ramach tak zwanych podróźy sentymentalnych. Wieczorami opowiadali sobie swoje historie utraconego dzieciństwa. Wtedy dziwiłem się jak cierpliwie wrocławianie reagowali na tę inwazję. Sam wolałem wałęsać się po nieznanych dzielnicach. Wokół dworca Wrocław Nadodrze na przykład próbowałem zrozumieć, w jakim nastroju znaleźli się polscy pionierzy, którzy wysiedali na peron i zastanawiali się co w tym obcym mieście będzie mogło być ich.

Jestem przekonany, że od tego czasu związek Wrocławia z Breslauem stał się laboratorium europejskim. Niestety, w Berlinie o tym nie mówiono. Ludzie ze środowiska alternatywnego potrząsali głowami, kiedy w rozmowach chodziło o Breslau, a we wschodnych dzielnicach Berlina nawet do dziś nie wolno mówić "Breslau". To "Wrotzlaff" poprawia kobieta sprzedająca na dworcu wschodnim bilety. Jednak mam wrażenie że żaden z tych enerdowców, broniących political correctness demoludów, nigdy nie był w tym ich "Wrotzlaffu".

A dziś? Dziś przyjeźdźa ten pociąg (do) kultury do miasta, które – jak widać – niezwykle się rozwinęło. Szklane wieży wokół dworca, galerie handlowe i rynek, który berlinczykom uświadamia, że starówka we Wrocławiu została odbudowana, a w Berlinie nie. Wrocław jest celem turystyki na skalę europejską. Nawet ci, którzy od lat nie chieli jechać do Polski, już mnie zapytali: gdzie tam można nocować, jak dojechać, co warto tam zobaczyć?

O Wrocławiu mówi się dziś, że jest otwartym miejscem w "dzikiej Polsce" i ESK to dobra okazja, żeb tam pojechać. Może berlinczycy naprawdę nadrabiają dystans. Ale co będą myśleć po powrocie? Z jakimi pytaniami w bagażu przyjadą? W ogóle będą jakieś pytania?

Ja na przykład zadaję sobie pytanie, czy Wrocław tylko dlatego został kultowym miastem dla młodych niemieckich artystów, że nie ma tam prawie żadnego śladu krwi Polaków zamordowanych przez Niemców. Czy Wrocław jest dlatego "łatwiejszym" dla Niemców miastem niż Warszawa czy Kraków? Miastem, w którym nie muszisz skonfrontować się z wyrzutami sumienia?

Z drugiej strony również we Wrocławiu można sobie zadać krytyczne pytania. Czy "miasto spotkań" jest rzeczywistością czy tylko hasłem służącym marketingowi miasta? A co byłoby, gdyby Niemcy tam nie tylko żyli w kryminałach Krajewskiego, lecz tak jak na górnym Śląsku byliby sąsiadami?

Zresztą jednym z pytań pociągowej zagadki było: Jak długo trwała podróź z Berlina do Wrocławia "Latającym Ślązakiem"? Odpowiedź brzmiała bardzo pięknie: dwie i pół godziny. Faktycznie jednak jazda trwała prawie trzy godziny. Relacja Berlin Wrocław zostaje do dziś przedmiotem tęsknoty.


DRUCKVERSION
nach oben